Godzina trzecia nad ranem wychodzi z domu. Jedzie na lotnisko, nie będę go widziała przez 3 tygodnie. Smutek, ale nic nie poradzę, taka praca, choć na szczęście to jedyny wyjazd w roku. Żegnamy się. Niewiele pamiętam, zasnęliśmy o 2 nad ranem, dlatego nie wiem co mówię, czy mam otwarte oczy, ale wiem że się żegnamy.
Zdążył wyrzucić śmieci, przygotować mi cytrynę w szklance bym rano tylko zalała woda. Zerwał kwiaty z czyjegoś ogródka pod blokiem i położył mi przy łóżku wraz z 10 listami które są ponumerowane i podpisane kolejnymi datami zaczynając od dzisiejszej. Dzieci jeszcze śpią, biorę pierwszy list i zastanawiam się czy ja na to zasługuje. Mam najlepszego męża na świecie.
9 list to zaproszenie na randkę. Jadę na weekend do Rzymu!!!! Czuję się jak bym miała 18 lat, pierwszy raz się zakochała i nic więcej poza nim nie istniało.
Dzieci zawiozłam do teściów, szczęśliwe jak zawsze, wiedzą że czeka je masa atrakcji, nieograniczona ilość słodyczy i miłość dziadków. Rzucają się na babcie i już nie chcą zostać na 3 noce tylko na sto. Mamo, mamo na sto nocek, prosimyyyyy.
W dziesiątej i ostatniej kopercie znajduje się moja ulubiona gazeta, kilka informacji na temat wylotu i wskazania dotyczące relaksu.
Ponad 6 lat razem i dalej mnie zaskakuje, dalej się stara, docenia, dba, rozpieszcza, sprawia że szaleje za nim tak jak w dniu gdy go poznałam... To nie prawda, że przychodzi rutyna, że trzeba zaakceptować to co jest, że zakochanie to tylko na początku.
Miłość to praca, to wspieranie, mobilizowanie, towarzyszenie w najtrudniejszych chwilach, wyręczanie w małych obowiązkach, to zaangażowanie nawet wtedy kiedy się już nic nie chce, bo zapłatą jest satysfakcja, widok szczęścia na twarzy ukochanej osoby, zaskoczenia pomimo doskonałej znajomości, wdzięczność, pożądania. Miłość to większa przyjemność z dawania niż brania.
W samolocie, sama z książką, kilkoma gazetami chcę wykorzystać jak najlepiej ten czas, nadrobić kilka książek, może odpisać na maile. Krzyczą i płaczą czyjeś dzieci ale zupełnie mi to nie przeszkadza, no możne trochę im współczuje, bo znam to uczucie. Bycie rodzicem dodaje nam kilka gram tolerancji, kilogram empatii i odzywa się we mnie cała tona ckliwości gdy nie na przy mnie tych dwóch kochanych brzdąców. Czytam książkę i nie mogę przestać płakać, stale przecieram oczy i aż głupio mi przed mężczyzną który siedzi obok. Zawsze kiedy wyjeżdżam bez dzieci to zabieram opakowanie tabletek przeciwbólowych. Nie wiem jak to jest... przez cały rok nie choruje, nie pamiętam nawet kiedy choćbym kaszlała, a gdy zostawiam ich na weekend to zaczyna pękać mi czaszka. Bez tabletek nie dam rady. To dziwne jak organizm reaguje na rozłąkę, na odstawienie małego narkotyku którym jest każda minuta dwudziestu czterech godzin razem.