20 stycznia 2015

Babcia





Było nas czworo, mieliśmy kilkanaście lat i najlepszym prezentem od rodziców na weekend było pozwolenie na spędzenie nocy u babci. Nie prosiliśmy o nowa zabawkę, wyjście do kina czy na zakupy. Przynajmniej raz w miesiącu babcia całą rodzinę zapraszała na obiad. Mając 2 synów w tym mojego tatę i czworo wnucząt. 

Po zjedzeniu obiadu zamykaliśmy się z kuzynostwem w pokoju obok i obmyślaliśmy co powiedzieć by pozwolili. Wszystkie lekce odrobione, jesteśmy przygotowani na przyszły tydzień, nie mamy żadnych klasówek, będziemy grzeczni, baaaaardzo prosimy. Zwykle ulegali, a dla nas rozpoczynał się wspaniały weekend. 

Dom mojej babci to miejsce eksperymentów, beztroski i niewytłumaczalnej miłości. Wiedzieliśmy że tu możemy wszystko, a że byliśmy ciekawymi świata dziećmi to nie raz wpadaliśmy na głupie pomysły. Podpalanie perfum, papierosy, cięcie bezcennych materiałów babci, czy zniszczenie warkocza prawdziwych włosów jakie babcia przechowywała w skrzyni. Były też bardziej bystre inicjatywy, jak zabawę w szkołę, składanie lego czy wspólna skarbonka  która nigdy nie doczekała się przyzwoitej sumy, gdyż zawsze kończyło się na kinder niespodziance w warzywniaku obok. 

Wiedzieliśmy, że co byśmy nie zrobili to i tak babcia nas kocha. Cierpliwie i ze zrozumieniem patrzyła jak dorastamy. W małym pokoju z ciepłym przygaszonym światłem i zapachem rozgrzanego pieca. W śnieżno białych podomkach pachnących proszkiem do prania. Pod wykrochmaloną pościelą, ze wkładem z prawdziwego pierza jakie dziś mało kto ma. Kołdra zawsze nagrzewana przed zaśnięciem przy piecu. Leżałyśmy prosto w tych cudownych podomkach do kostek z niecierpliwością czekając aż otuli nas ciepły puch spadający spod babci rąk. W nocy kilka razy wchodziła sprawdzić czy nie mamy odkrytych pleców. Do dziś czuje jak troskliwie przykrywa mnie bym nie zmarzła, a to wspomnienie oblewa mnie ciepłą przyjemnością.

Sen na twardej wersalce w dużym pokoju wypełnionym świeżym, zimnym powietrzem to dla mnie smak luksusu beztroskiego dzieciństwa. Szósta rano, tylko czekam na pierwszy, prawie bezszelestny krok by również wstać i pokazać że mogę towarzyszyć babci w drodze do piekarni. Wybieram dla wszystkich drożdżówki, każdy lubi inna, a do tego jeszcze ciepła i pachnąca chałka. Zanim wszyscy się obudzą słodka herbata z cytryną i drożdżówki leżą już na stole i tak zaczyna się najlepszy poranek. 

Nigdy nie powiedziała dajcie mi chwile spokoju, poczytam, coś oglądane czy może odpocznę. Cały czas coś nam przygotowywała. Placki ziemniaczane, kurczaka w prodiżu, ciasto drożdżowe. Ciasto jedliśmy jeszcze gorące, tak ze rozpływało się masło którym je smarowaliśmy. Prała, gotowała i stale była uśmiechnięta. Zabierała nas nad rzekę karmić ptaki i do lasu zbierać grzyby. Wyposażeni w racuchy z jabłkami zawinięte w świeżą ściereczkę, która jeszcze utrzymywała ich ciepło. 

Zawsze śmiała się z sąsiadek które siedzą w oknie i wciskają nos w cudze drzwi. Wygląda na co najmniej dziesięć lat mniej. Otwierając drzwi zawsze się uśmiecha i nigdy nie zaczyna od narzekania. Starsi ludzi maja rożne dolegliwości które nie ułatwiają życia, jednak są tacy którzy potrafią tym zatruć całą okolice, lub tacy którzy mimo bólu się uśmiechają i taka jest właśnie babcia Renia.

Mając czternaście lat wyjechałam z rodzinnego miasta i tym samym żyłam z dala od rodziców i babci. Już wtedy, kilkanaście lat temu martwiłam się o nią wyjeżdżając. Brakowało mi jej opowieści, jej ciepła i tego ze zawsze potrafiła mnie wysłuchać. Bałam się że gdy wyjadę to ona zniknie, choć była bardzo dobrego zdrowia i właściwie nie było obaw o jej samopoczucie. 

Zawsze mnie czule ściskała przed wyjściem , a w rękę wkładała pieniądze których za nic nie można było nie przyjąć. Czasem udawało mi się zostawić je pod serwetką w korytarzu, lub na stole w kuchni, ale następnym razem dostawałam zdwojoną kwotę.

Mężczyzna który odwiedzał ze mną babcie, a sam nie zaproponował ze przyniesie jej z piwnicy węgiel i drewno na opał, właściwie był już skreślony. Nie raz babcia sama wciągała na czwarte piętro starej kamienicy, wiadra po brzegi wypełnione węglem i drzewem, bo nie chciała nikogo prosić, choć zazwyczaj to mój kuzyn dbał by nigdy nie musiała tego robić. Kiedy się rozstałam z jednym chłopakiem, babcia po pewnym czasie powiedziała mi "Patryczka on nie był dla Ciebie, za bardzo dbał o siebie, by cię docenić " Nie był sknerą, może trochę metroseksualny, choć wydawał mi się całkiem normalny, ale w słowach babci zawsze płynęła prawda. 

Wiele razy jej mówiłam jak bardzo ją kocham, jak jest wspaniała i że pragnę kiedyś być taka jak ona. Elegancka, uśmiechnięta, pomocna i bezproblemowa.  




6 komentarzy:

  1. Ja straciłam moją ukochaną babcię jako dziesięciolatka, ale nawet teraz, choć minęło już 20 lat, łezka mi się kręci w oku na jej wspomnienie. To fajnie, że Twoja babcia wciąż jest z Tobą i możesz tak ciepło o niej pisać :) oby jak najdłużej służyło jej zdrowie :) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Współczuje :( i dziękuje bardzo za życzenia dla mojej babci :* nie wiem co bym bez niej zrobiła...

      Usuń
  2. Pięknie napisane... Sama mam dwie babcie i jakże pięknie ujęłaś to co sama mogłabym napisać o swoich. Dziadkowie to wielki skarb! Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje. Miałam nadzieje, że te kilka słów zbliży każdego do swoich wspomnień, dlatego bardzo się cieszę Twoim komentarzem. Oczywiście dziadkowie to równie wielki skarb, gdy muślę o moich dziadkach i dziadkach moich dzieci :) ach... co my byśmy bez nich zrobili

      Usuń
  3. U Twojej babci pierwszy raz zjadłam flaki, na które się zawsze wcześniej krzywiłam 😊. Jak byłam kiedyś z tobą ją odwiedzić, to nam je zaserwowała, a mi głupio było odmówić, i tak jadłam z zamkniętymi oczami...i mi zasmakowało, teraz moja ulubiona zupka mniam mniam!

    OdpowiedzUsuń

Podoba Ci się? Podaj dalej! Twoja rekomendacja bardzo mnie ucieszy