Od kiedy poznałam mojego męża, zaczęłam bardziej niż kiedykolwiek cieszyć się małymi rzeczami. Wspólna kawa, siedzenie wieczorami na plaży, rozmowa w naszym pełnoletnim srebrnym uno. Uwielbiałam jeździć tym samochodem, miał jakiś nadzwyczajny klimat, a nasze tematy w drodze nigdy się nie kończyły. Pokonaliśmy nim tysiące kilometrów zwiedzając sąsiadujące z polską kraje, a każda podróż była wyjątkowa.
Od kiedy jesteśmy razem, w pamięci mam zapisane wiele sytuacji, ze szczegółami pamiętam jak wyglądał Wojtek gdy po raz pierwszy przyszedł do mojego domu. Pamiętam ale i staramy się wszystko pamiętać poprzez celebrowanie wielu ważnych dat.
Świętujemy dzień naszego poznania, dzień wspólnego zamieszkania, datę zaręczyn, ślubu cywilnego, ślubu kościelnego... Lubię wspominać i jednocześnie dalej cieszyć się tymi chwilami.
Kilka dni temu była jedna z naszych ważnych dat. W ten dzień zrobiliśmy jedno dniowy przystanek w Dubaju będąc w podróży do Polski. Przypadek i szczęśliwy zbieg wydarzeń spowodowała, że mogliśmy ten dzień świętować w innym kraju. Nie umniejsza to mojego szczęścia, że wiele rzeczy w naszym życiu dzieje się z przypadku, a wręcz cieszy mnie jeszcze bardziej, to jak romantycznie mój maż potrafi zaplanować takie dni.
Mieliśmy zaledwie 13 godzin w Dubaju jednak nie brakowało szampana i toastów. Szampan jest naszym synonimem sukcesu, szczęścia i świętowania czegoś ważnego, dlatego też to obowiązkowy trunek na wszystkich ważnych wydarzeniach, również urodzinach dzieci. Bardzo lubię nasze małe tradycje i myślę, że stale wzmacniają nasz związek.
W Polsce przywitał nasz deszcz, a wręcz ulewa, co było tylko pretekstem do świetnej zabawy. Po 32 godzinach w podróży, naszej randce przy tańczących fontannach i fajerwerkach w Dubaju, naprawie samochodu na krajowej siódemce i opóźnieniom samolotu. Taniec w deszczu był cudownym zakończeniem podróży. W rodzinnym domu mojego męża, nie tylko czekał na nas stół zastawiony pysznościami, ale jest to też miejsce gdzie nasze dzieci poczuły WAKACJE. Wiadomo, że u dziadków najlepiej.
I to mi się podoba, żałuję, że mój mąż nie przywiązuje zbytniej wagi do takich małych tradycji. Tak został niestety wychowany.
OdpowiedzUsuńWidzę na zdjęciach piękny Pasłęk i taki zielony :) szkoda, że Wasza wizyta nie zbiegla się z naszą, to dzieci by się wybiegały w ogródku w sąsiedztwie... :D
OdpowiedzUsuńMam nadzieje, że będzie jeszcze okazja na sąsiedzkie spotkanie, za kilka dni znowu zawitamy :)
Usuń