11 lutego 2016

Sri Lanki - kraj jak żaden inny





Wyruszamy z Malediwów na Sri Lankę. To kraj o niezwykle bogatej historii, przyrodzie i kulturze. Już na lotnisku widzimy magnesy z napisem - "Kraj jak żaden inny". W sanskrycie jego nazwa oznacza "olśniewający kraj" i trudno się z tym nie zgodzić, przeglądając książki, relacje podróżników i piękne zdjęcia w internecie, wszystko chciałabym dodać do listy "must see". Jednak mamy zaledwie pięć dni, przez co nasz plan musi być mocno okrojony. Powierzchnia Sri lanki odpowiada 1/5 naszego kraju, jednak tutejsze drogi i umiejętności kierowców powodują że podróżowanie jest bardzo powolne i utrudnione.



Droga z lotniska do centrum Colombo


Lądujemy w Colombo, a właściwie lotnisko znajduje się kilkanaście kilometrów od stolicy, więc musimy dojechać do centrum by rano znaleźć się blisko dworca kolejowego i wyruszyć w podróż pociągiem w głąb wyspy.

Na lotnisku sprawdzamy korporacyjne ceny taksówek, średnio życzą sobie 20 dolarów za dojazd do centrum. Po wyjściu z lotniska zaczepiają nas prywatni taksówkarze proponując cenę 30 dolarów. Gwarantują za to jazdę płatną autostradą ( wszyscy z niej korzystają, nawet najtańsze autobusy). Oczywiście odmawiamy i pytamy gdzie znajdują się autobusy jadące do Colombo Fort. Kierowca odpowiada, że po lewej stronie na końcu lotniska, ale jeżdżą tylko do godziny 18 więc ostatni nam już uciekł. Znamy te sztuczki z Indii więc uśmiechamy się i idziemy w stronę postoju autobusów. 200 metrów dalej już u kierowcy autobusu płacimy 1,5 dolara za naszą całą 4 osobową rodzinę. Wraz z tubylcami, ale w naprawdę dobrych warunkach jedziemy do Colombo fort popijając kawę i jedząc czekoladki. Droga trwa około 30-40 minut.





Wysiadamy przy dworcu i bierzemy tuktuka do hotelu (300ry).Na miejscu okazuje się że nasz pokój jest zajęty. Wymęczona podróżą uważam że jak na jeden dzień wystarczy nam atrakcji. Tonąca łódka na Malediwach, spóźnienie na samolot do Male, kolejny lot do Colombo, autobus i kłótnie z taksówkarzami i teraz ktoś mówi mi że nie mamy gdzie spać? Muszę się naprawdę postarać by nie być niemiła. Właściciel jednak przekupuje nasze dzieci czekoladowym mlekiem, i po chwili wiezie nas ekskluzywną taksówka do hotelu swojego kolegi który jak się okazuje prezentuje wyższy standard niż wykupiliśmy. Wilk syty i owca cała. Drinki i czekoladki świętując pierwszą noc na Sri lance.





Bilety na pociąg 


Jazda pociągiem wśród wzgórz herbacianych była jednym z naszych celów, to podobno jedna z najpiękniejszych tras kolejowych na świecie, aczkolwiek kupienie biletów z dnia na dzień na trasie Colombo – Haputale jest raczej niemożliwe. Zdając sobie sprawę z tego, że styczeń to najwyższy sezon na Sri Lance o rezerwacji biletów myślałam już 3 tygodnie wcześniej. Moje starania niestety zawiodły na każdej linii. Nie działała strona internetowej rezerwacji biletów, znajomy Sri Lanczyk zmienił numer telefonu, a Polak tam żyjący ( który napisał 2 książki - obiektywnie słabe przewodniki po Sri Lance i prowadzi bloga ) przez 3 tygodnie nie odpowiadał na moje liczne maile i wiadomości.

Wydawało by się że proszę o niewiele. Wysłałam numery pociągów, godziny i nawet cenę za bilet jaki chciałam by ktoś mi zarezerwował i kupiony wysłał na maila. Ja rzecz jasna wysłałabym pieniądze wraz z rekompensatą za poświęcony czas.




Ostatniego dnia na Malediwach dostałam odpowiedz na maila w której owy Polak odsyła mnie do swojego biura podróży. Stwierdza że z pewnością rozmawiam po angielsku, więc jago koleżanki mi pomogą, choć bilety na trasie Colombo Fort – Haputale rzecz jasna są już niedostępne. Za to na drugą wyznaczoną przeze mnie trasę pociągiem mogą zarezerwować nam bilety za 66$ dla naszej rodziny. Nie odpisałam na pana wiadomość, bo pewnie byłabym niemiła i będąc już na wyspie sami kupiliśmy bilety na trasie Mirissa – Colombo Fort płacąc 3,5$ za cztery osoby. Dostrzegacie różnicę, 66$ a 3,5$? Już rozumiecie czemu nie odpisałam? Nie lubię gdy ktoś robi ze mnie idiotkę. Na Sri Lance są setki biur podróży które namiętnie zdzierają z turystów pieniądze tak jak owy Polak wożąc ludzi po najbardziej turystycznych miejscach by zobaczyć słonie na łańcuchu i odwiedzić turystyczne sklepiki z których dostają dodatkową prowizje.


Na szczęście wyspa składa się głównie z przemiłych Sri-Lanczyków :D, dlatego nawet prosty kierowca tuk tuka na dworcu starał się kupić dla nas bilety. Właściciel hotelu wykonał kilkanaście telefonów w tej sprawie jednak czas nie działał na naszą korzyść.






Plan podróży po Sri Lance


Na podstawie kilku podróżników, pasjonatów przygody wyznaczyliśmy swoją trasę wycieczki. Z niektórych pięknych miejsc niestety musieliśmy zrezygnować  wiedząc że 7 km schodów w jedną stronę jest nie do pokonania dla naszych małych dzieci. Mamy zaledwie 5 dni dlatego też nie zwiedzimy północy kraju która jest najmniej turystyczna, ale również trudniejsza komunikacyjnie.

Postawiliśmy sobie trzy cele:

-      nocleg wśród wzgórz herbacianych
-      safari w jak najbardziej naturalnym parku Narodowym
-      drinki na najpiękniejszej plaży Sri Lanki


Pierwszy cel – droga na wzgórza herbaciane


Rano do hotelu przyjeżdża po nas taksówka z korporacji Kangaroo Cabs (wysoka jakość i najtańszy przejazd według cen licznika) Jedziemy na dworzec z nadzieją na cud, że uda nam się kupić bilety do Haputale. Niestety cud się nie wydarzył i pozostaje nam jazda samochodem. Większość biur podróży w swojej ofercie ma wypożyczenie samochodu wraz z kierowcą średnio za 120$ za dobę. Poszukaliśmy, targowaliśmy się i ostatecznie wróciliśmy do naszego taksówkarza który zgodził się zawieźć nas za 70$ z Colombo do Haputale.


Po drodze zatrzymaliśmy się na plantacji ryżu. Zwiedziliśmy pole na którym wydobywane są kamienie szlachetne z których słynie Sri Lanka. Pokazano nam cały proces ich produkcji i próbowano sprzedać unikalne kamienie wyciągnięte z najgłębszej części kieszeni roboczych spodni.









Zatrzymaliśmy się również pod pięknym wodospadem Bopath i myślę że podróż samochodem można by uznać za udaną do momentu niezliczonych zakrętów prowadzących na szczyty wyspy.





Haputale


Poczułam ciarki przebiegające mi po ramionach. Zrobiło mi się trochę słabo i zakręciło w głowie. To uczucie gdy człowiek patrzy ponad przepaścią na coś pięknego i magnetyzującego, a jednocześnie niebezpiecznego. Trzymam mocno dzieci i nie mogę przestać podziwiać. Wysokość na której jesteśmy, wilgoć unosząca się w powietrzu i świeży zapach liści kręcą mi się w głowie.

Laila wielokrotnie pyta kierowcę tuk tuka czy nie spadniemy. Natan chwali się panu że w Indiach prowadził taki pojazd na co ten momentalnie zatrzymuje się i bierze naszego syna na kolana za kierownice. Nikt nie zwraca uwagi na przepisy drogowe jeżeli one w ogóle w tym kraju istnieją, a może piaszczysta, wąska ścieżka nad przepaścią najzwyczajniej nie zna żadnych przepisów. 








Staram się zrozumieć ludzi tu żyjących. Na wysokości z temperaturą o 15 stopni niższa niż 60 zakrętów niżej. Z wilgocią, mgła i częstymi opadami. Mam wrażenie że to wszytko są w stanie znieść dla tego widoku, mistycznego, surrealistycznego, boskiego, a jednak naturalnego. Szczęśliwi z czerwonymi zębami od żucia dziwnego owocu zawiniętego w liść, w kolejce po tanie alkohole obok brudnej ale pysznej restauracji. 












Betel - najpopularniejsza używka


Zatrzymajmy się przy tych czerwonych zębach, bo to częsty widok w Azji i nie jest związany z brakiem higieny. Na Malediwach również przyciągnęło to naszą uwagę i otrzymaliśmy prostą odpowiedź. To najpopularniejsza używka mieszkańców. Nazywa się Betel i jest czwartą najpopularniejszą używką na świecie zaraz za kofeiną, nikotyną i alkoholem. Składa się z liści pieprzu betelowego w który zawijane są nasiona palmy areki, trochę sproszkowanego mleka wapniowego i dodatki. Najczęściej wygląda to tak że niewielki liść smaruje się białą mazią, posypuje orzeszkami areki i dodaje tytoń. W nielegalnej wersji dodaje się narkotyki , np. heroinę lub kokainę.
Cały pakuneczek wkłada się w usta i przeżuwa. Ma on działanie orzeźwiające, pobudzające a niektórzy twierdzą że nawet lecznicze. Ubocznym skutkiem żucia betelu jest barwienie zębów na czarno i śliny na czerwono która namiętnie jest wypluwana co kilka kroków. Przez co ulice wyglądają jak zabrudzone krwią. 






Nie mogąc spać po 99 zakrętach jakie pokonaliśmy wjeżdżając na te niespełna 2000 m.n.p.m. Postanowiłam pospacerować o 5 rano kiedy jeszcze wszyscy spali. Pomyślałam że intensywny niemal fosforyzujący kolor wzgórz herbacianych poprawi moje samopoczucie, i tak też się stało. 






Tak też zmieniliśmy klimat z niebiańskich plaż Malediwów, na po brytyjskie powściągliwe, spokojne i nieco chłodniejsze położenie. Musieliśmy tu przyjechać, to miejsce śniło mi się po nocach gdy planowałam nasze wakacje i co najważniejsze ono mnie nie rozczarowało. Jestem w stanie znieść niedogodności podróży, wilgoć wychodząca na suficie naszego taniego guesthousu i klimat który nie pozwala mi zasnąć tylko po to by podziwiać wschód słońca w tym mistycznym miejscu. 

Sri Lanka jest  czwartym na świecie producenta Herbaty ( zaraz po Chinach, Indiach i Kenii). 

Następnego dnia wyruszyliśmy w poszukiwaniu skarbu Sri Lanczyków oznaczonego symbolem F.T.G.F.O.P., czyli Finest Tippy Golden Flowery Orange Pekoe. Skrót ten jest przetwarzany przez Anglików na  " Far Too Good For Ordinary People" [ zbyt dobra dla zwyczajnych ludzi ] NIESTETY jej nie znaleźliśmy, każdy z napotkanych ludzi udzielał nam innych informacji. Sami sprzedawcy herbaty twierdzili że w górach jej nie kupimy. Do końca naszego wyjazdu szukaliśmy tego skarbu niczym najważniejszego celu wyprawy. Ostatecznie jeszcze na lotnisku pytaliśmy o nią wśród kilkunastu sklepików sprzedających wyłącznie herbatę.







Fabryka herbaty Lipton

Kilka kilometrów nad naszym hostelem znajduje się Fabryka herbaty o nazwie Dambatenne która jest jedną z największych spuścizn którą pozostawili po sobie Angielscy kolonialiści. To właśnie Sir Thomas Lipton założył tu swoja pierwszą plantacje herbaty i rozsławił Ceylon na całym Świecie.






Z dość dużych krzewów herbaty zrywane są jedynie najmniejsze dwa, trzy listki z góry które sprawiają że herbata jest odpowiedniej jakości. Na plantacjach głównie zatrudniane są kobiety, a ich sprawne ręce potrafią zebrać ponad 25 kg listków dziennie które w koszach trzy razy dziennie są transportowane do fabryki by nie zaparzyły się na plantacji. Następnie poddawane suszeniu, fermentacji i kolejnemu suszeniu. To tak w wielkim skrócie otrzymywany jest ostateczny produkt.















Na koniec zostaliśmy poczęstowani wyśmienitą herbatą, a nasze dzieci szybko znalazły rówieśników do zabawy z okolicznej szkoły. Jest tu cicho i spokojnie, nie licząc śmiechu dzieci, słychać jedynie ptaki, szum strumyczków i niewielkich wodospadów. Krajobraz jest tak zielony, że aż surrealistyczny. Sir Lipton twierdził że założył fabrykę w jednym z najpiękniejszych rejonów wyspy i trudno się z nim nie zgodzić spacerując w chmurach, a pod stopami mając jaskrawo zieloną przepaść.






Pociągiem w górach 


By dopełnić naszego postanowienia, jazdy pociągiem wśród wzgórz herbaty postanowiliśmy wsiąść do pierwszego lepszego pociągu który przyjedzie na dworzec w Haputale i wyruszyć do najbliższej wioski. Widoki były niezwykłe, a całe doświadczenie zakończyliśmy w domu u gościnnych sri lanczyków. Popijając herbatę, zostaliśmy poczęstowani ciastem i mogliśmy odczuć autentyczne ciepło i szczerość tutejszych mieszkańców. Gospodyni szybko nabłyszczyła olejkiem włosy wszystkich czterech córek by zrobić z nami pamiątkowe zdjęcie i po krótkiej wizycie wracaliśmy już na dworzec by ponownie podziwiać drogę do Haputale.













Następnego dnia z samego rana zjeżdżamy busem z gór na wybrzeże kraju do Mirissy, miasteczka szczycącego się mianem najpiękniejszych plaż w kraju. Jednak najpierw zatrzymamy się na safari w parku Udawalawe by podziwiać dzikie słonie i inne zwierzęta w ich naturalnym środowisku.




6 komentarzy:

  1. Zazdroszczę:) Piękne zdjęcia zwłaszcza te z samego rana. Też marzę by zobaczyć te rejony i w końcu tam pojadę. Tymczasem kierunek Austria i narty. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Narty i śnieg to moje drugie imię ;) aż żałuje że sezon trwa tak krótko i zawsze trzeba coś wybrać... Czekam na Twoje mroźne zdjęcia :* pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Wspaniala podroz z masa niesamowitych wrazen
    Dziekuje Patrycjo! Ale wasze dzieci szybko rosna-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje :* To prawda, rosną tak szybko, a podróże z nimi stają się coraz głębszym i pouczającym doświadczeniem. Pozdrawiamy serdecznie :*

      Usuń
  4. Jedna a naszych podrozy naszej rodziny z trojka dzieci byla wlasnie na Sri Lanke, ktora zwiedzilisym cala-a synek mial wtedy rok, i bylo to jedno na najcudowniejszych przezyc. Miesiac temu wrocilismy z Kuby gdzie prawie tydzien mieszkalismy u Ani w Boca.. A teraz przygotowujemy sie na eskploracje Madagaskaru.. Uwielbiamy te podroze z dziecmi- chyba to najlepsze wyksztalcenie jakie mozemy im dac.. Pozdrawiam Pani rodzine !!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Brzmi to cudownie! Sama zazdroszcze Wam tak częstych podróży i jestem pewna ze dla dzieci to nie tylko najlepsza edukacja ale również najlepsze dziś dzieciństwo. Tęsknimy tez za Kubą i mam
      Nadzieje że jeszcze wrócimy do Ani na najlepsze jedzenie i niesamowity klimat ❤️ Pozdrawiamy i kolejnym magicznych podróży życzymy

      Usuń

Podoba Ci się? Podaj dalej! Twoja rekomendacja bardzo mnie ucieszy