Było nas czworo, mieliśmy kilkanaście lat i najlepszym prezentem od rodziców na weekend było pozwolenie na spędzenie nocy u babci. Nie prosiliśmy o nowa zabawkę, wyjście do kina czy na zakupy. Przynajmniej raz w miesiącu babcia całą rodzinę zapraszała na obiad. Mając 2 synów w tym mojego tatę i czworo wnucząt.
Po zjedzeniu obiadu zamykaliśmy się z kuzynostwem w pokoju obok i obmyślaliśmy co powiedzieć by pozwolili. Wszystkie lekce odrobione, jesteśmy przygotowani na przyszły tydzień, nie mamy żadnych klasówek, będziemy grzeczni, baaaaardzo prosimy. Zwykle ulegali, a dla nas rozpoczynał się wspaniały weekend.
Dom mojej babci to miejsce eksperymentów, beztroski i niewytłumaczalnej miłości. Wiedzieliśmy że tu możemy wszystko, a że byliśmy ciekawymi świata dziećmi to nie raz wpadaliśmy na głupie pomysły. Podpalanie perfum, papierosy, cięcie bezcennych materiałów babci, czy zniszczenie warkocza prawdziwych włosów jakie babcia przechowywała w skrzyni. Były też bardziej bystre inicjatywy, jak zabawę w szkołę, składanie lego czy wspólna skarbonka która nigdy nie doczekała się przyzwoitej sumy, gdyż zawsze kończyło się na kinder niespodziance w warzywniaku obok.
Wiedzieliśmy, że co byśmy nie zrobili to i tak babcia nas kocha. Cierpliwie i ze zrozumieniem patrzyła jak dorastamy. W małym pokoju z ciepłym przygaszonym światłem i zapachem rozgrzanego pieca. W śnieżno białych podomkach pachnących proszkiem do prania. Pod wykrochmaloną pościelą, ze wkładem z prawdziwego pierza jakie dziś mało kto ma. Kołdra zawsze nagrzewana przed zaśnięciem przy piecu. Leżałyśmy prosto w tych cudownych podomkach do kostek z niecierpliwością czekając aż otuli nas ciepły puch spadający spod babci rąk. W nocy kilka razy wchodziła sprawdzić czy nie mamy odkrytych pleców. Do dziś czuje jak troskliwie przykrywa mnie bym nie zmarzła, a to wspomnienie oblewa mnie ciepłą przyjemnością.
Sen na twardej wersalce w dużym pokoju wypełnionym świeżym, zimnym powietrzem to dla mnie smak luksusu beztroskiego dzieciństwa. Szósta rano, tylko czekam na pierwszy, prawie bezszelestny krok by również wstać i pokazać że mogę towarzyszyć babci w drodze do piekarni. Wybieram dla wszystkich drożdżówki, każdy lubi inna, a do tego jeszcze ciepła i pachnąca chałka. Zanim wszyscy się obudzą słodka herbata z cytryną i drożdżówki leżą już na stole i tak zaczyna się najlepszy poranek.
Nigdy nie powiedziała dajcie mi chwile spokoju, poczytam, coś oglądane czy może odpocznę. Cały czas coś nam przygotowywała. Placki ziemniaczane, kurczaka w prodiżu, ciasto drożdżowe. Ciasto jedliśmy jeszcze gorące, tak ze rozpływało się masło którym je smarowaliśmy. Prała, gotowała i stale była uśmiechnięta. Zabierała nas nad rzekę karmić ptaki i do lasu zbierać grzyby. Wyposażeni w racuchy z jabłkami zawinięte w świeżą ściereczkę, która jeszcze utrzymywała ich ciepło.
Zawsze śmiała się z sąsiadek które siedzą w oknie i wciskają nos w cudze drzwi. Wygląda na co najmniej dziesięć lat mniej. Otwierając drzwi zawsze się uśmiecha i nigdy nie zaczyna od narzekania. Starsi ludzi maja rożne dolegliwości które nie ułatwiają życia, jednak są tacy którzy potrafią tym zatruć całą okolice, lub tacy którzy mimo bólu się uśmiechają i taka jest właśnie babcia Renia.
Mając czternaście lat wyjechałam z rodzinnego miasta i tym samym żyłam z dala od rodziców i babci. Już wtedy, kilkanaście lat temu martwiłam się o nią wyjeżdżając. Brakowało mi jej opowieści, jej ciepła i tego ze zawsze potrafiła mnie wysłuchać. Bałam się że gdy wyjadę to ona zniknie, choć była bardzo dobrego zdrowia i właściwie nie było obaw o jej samopoczucie.
Zawsze mnie czule ściskała przed wyjściem , a w rękę wkładała pieniądze których za nic nie można było nie przyjąć. Czasem udawało mi się zostawić je pod serwetką w korytarzu, lub na stole w kuchni, ale następnym razem dostawałam zdwojoną kwotę.
Mężczyzna który odwiedzał ze mną babcie, a sam nie zaproponował ze przyniesie jej z piwnicy węgiel i drewno na opał, właściwie był już skreślony. Nie raz babcia sama wciągała na czwarte piętro starej kamienicy, wiadra po brzegi wypełnione węglem i drzewem, bo nie chciała nikogo prosić, choć zazwyczaj to mój kuzyn dbał by nigdy nie musiała tego robić. Kiedy się rozstałam z jednym chłopakiem, babcia po pewnym czasie powiedziała mi "Patryczka on nie był dla Ciebie, za bardzo dbał o siebie, by cię docenić " Nie był sknerą, może trochę metroseksualny, choć wydawał mi się całkiem normalny, ale w słowach babci zawsze płynęła prawda.
Wiele razy jej mówiłam jak bardzo ją kocham, jak jest wspaniała i że pragnę kiedyś być taka jak ona. Elegancka, uśmiechnięta, pomocna i bezproblemowa.