Wyruszamy
z Malediwów na Sri Lankę. To kraj o niezwykle bogatej historii, przyrodzie i kulturze. Już na lotnisku widzimy magnesy z napisem - "Kraj jak żaden inny". W sanskrycie jego nazwa oznacza "olśniewający kraj" i trudno się z tym nie zgodzić, przeglądając książki, relacje podróżników i piękne zdjęcia w internecie, wszystko chciałabym dodać do listy "must see". Jednak mamy zaledwie pięć dni, przez co nasz plan musi być mocno okrojony. Powierzchnia Sri lanki odpowiada 1/5 naszego kraju, jednak tutejsze drogi i umiejętności kierowców powodują że podróżowanie jest bardzo powolne i utrudnione.
Droga z lotniska do centrum
Colombo
Lądujemy
w Colombo, a właściwie lotnisko znajduje się kilkanaście kilometrów od stolicy,
więc musimy dojechać do centrum by rano znaleźć się blisko dworca
kolejowego i wyruszyć w podróż pociągiem w głąb wyspy.
Na
lotnisku sprawdzamy korporacyjne ceny taksówek, średnio życzą sobie 20 dolarów
za dojazd do centrum. Po wyjściu z lotniska zaczepiają nas prywatni taksówkarze
proponując cenę 30 dolarów. Gwarantują za to jazdę płatną autostradą ( wszyscy
z niej korzystają, nawet najtańsze autobusy). Oczywiście odmawiamy i pytamy
gdzie znajdują się autobusy jadące do Colombo Fort. Kierowca odpowiada, że po
lewej stronie na końcu lotniska, ale jeżdżą tylko do godziny 18 więc ostatni nam
już uciekł. Znamy te sztuczki z Indii więc uśmiechamy się i idziemy w stronę
postoju autobusów. 200 metrów dalej już u kierowcy autobusu płacimy 1,5 dolara
za naszą całą 4 osobową rodzinę. Wraz z tubylcami, ale w naprawdę dobrych
warunkach jedziemy do Colombo fort popijając kawę i jedząc czekoladki. Droga trwa
około 30-40 minut.
Wysiadamy
przy dworcu i bierzemy tuktuka do hotelu (300ry).Na miejscu okazuje się że nasz
pokój jest zajęty. Wymęczona podróżą uważam że jak na jeden dzień wystarczy nam atrakcji. Tonąca łódka na Malediwach, spóźnienie na samolot do Male, kolejny lot do Colombo, autobus i kłótnie z taksówkarzami i teraz ktoś mówi mi że nie mamy gdzie spać? Muszę się naprawdę postarać by nie być niemiła. Właściciel jednak przekupuje nasze dzieci czekoladowym
mlekiem, i po chwili wiezie nas ekskluzywną taksówka do hotelu swojego kolegi który jak
się okazuje prezentuje wyższy standard niż wykupiliśmy. Wilk syty i owca cała. Drinki i czekoladki świętując pierwszą noc na Sri lance.
Bilety na pociąg
Jazda
pociągiem wśród wzgórz herbacianych była jednym z naszych celów, to podobno jedna z najpiękniejszych tras kolejowych na świecie, aczkolwiek kupienie biletów z dnia na dzień na trasie Colombo – Haputale jest raczej
niemożliwe. Zdając sobie sprawę z tego, że styczeń to najwyższy sezon na Sri
Lance o rezerwacji biletów myślałam już 3 tygodnie wcześniej. Moje starania niestety zawiodły na każdej linii. Nie działała strona internetowej rezerwacji
biletów, znajomy Sri Lanczyk zmienił numer telefonu, a Polak tam żyjący (
który napisał 2 książki - obiektywnie słabe przewodniki po Sri Lance i prowadzi
bloga ) przez 3 tygodnie nie odpowiadał na moje liczne maile i wiadomości.
Wydawało
by się że proszę o niewiele. Wysłałam numery pociągów, godziny i nawet cenę za
bilet jaki chciałam by ktoś mi zarezerwował i kupiony wysłał na maila. Ja rzecz
jasna wysłałabym pieniądze wraz z rekompensatą za poświęcony czas.
Ostatniego
dnia na Malediwach dostałam odpowiedz na maila w której owy Polak odsyła mnie do swojego
biura podróży. Stwierdza że z pewnością rozmawiam po angielsku, więc jago
koleżanki mi pomogą, choć bilety na trasie Colombo Fort – Haputale rzecz jasna
są już niedostępne. Za to na drugą wyznaczoną przeze mnie trasę pociągiem mogą
zarezerwować nam bilety za 66$ dla naszej rodziny. Nie odpisałam na pana wiadomość, bo
pewnie byłabym niemiła i będąc już na wyspie sami kupiliśmy bilety na trasie
Mirissa – Colombo Fort płacąc 3,5$ za cztery osoby. Dostrzegacie różnicę, 66$
a 3,5$? Już rozumiecie czemu nie odpisałam? Nie lubię gdy ktoś robi ze mnie
idiotkę. Na Sri Lance są setki biur podróży które namiętnie zdzierają z
turystów pieniądze tak jak owy Polak wożąc ludzi po najbardziej turystycznych
miejscach by zobaczyć słonie na łańcuchu i odwiedzić turystyczne sklepiki z
których dostają dodatkową prowizje.
Na
szczęście wyspa składa się głównie z przemiłych Sri-Lanczyków :D, dlatego nawet prosty kierowca tuk tuka na dworcu starał się
kupić dla nas bilety. Właściciel hotelu wykonał kilkanaście telefonów w tej
sprawie jednak czas nie działał na naszą korzyść.
Plan podróży po Sri Lance
Na
podstawie kilku podróżników, pasjonatów przygody wyznaczyliśmy swoją trasę
wycieczki. Z niektórych pięknych miejsc niestety musieliśmy zrezygnować wiedząc że 7 km schodów w jedną stronę jest
nie do pokonania dla naszych małych dzieci. Mamy zaledwie 5 dni dlatego też nie
zwiedzimy północy kraju która jest najmniej turystyczna, ale również trudniejsza
komunikacyjnie.
Postawiliśmy
sobie trzy cele:
- nocleg wśród wzgórz herbacianych
- safari w jak najbardziej
naturalnym parku Narodowym
- drinki na najpiękniejszej plaży
Sri Lanki
Pierwszy cel – droga na wzgórza herbaciane
Rano do
hotelu przyjeżdża po nas taksówka z korporacji Kangaroo Cabs (wysoka jakość i najtańszy
przejazd według cen licznika) Jedziemy na dworzec z nadzieją na cud, że uda nam
się kupić bilety do Haputale. Niestety cud się nie wydarzył i pozostaje nam jazda
samochodem. Większość biur podróży w swojej ofercie ma wypożyczenie samochodu
wraz z kierowcą średnio za 120$ za dobę. Poszukaliśmy, targowaliśmy się i
ostatecznie wróciliśmy do naszego taksówkarza który zgodził się zawieźć nas za
70$ z Colombo do Haputale.
Po drodze
zatrzymaliśmy się na plantacji ryżu. Zwiedziliśmy pole na którym wydobywane są
kamienie szlachetne z których słynie Sri Lanka. Pokazano nam cały proces ich
produkcji i próbowano sprzedać unikalne kamienie wyciągnięte z najgłębszej
części kieszeni roboczych spodni.
Zatrzymaliśmy
się również pod pięknym wodospadem Bopath i myślę że podróż samochodem można by uznać
za udaną do momentu niezliczonych zakrętów prowadzących na szczyty wyspy.
Haputale
Poczułam ciarki
przebiegające mi po ramionach. Zrobiło mi się trochę słabo i zakręciło w
głowie. To uczucie gdy człowiek patrzy ponad przepaścią na coś pięknego i
magnetyzującego, a jednocześnie niebezpiecznego. Trzymam mocno dzieci i nie mogę
przestać podziwiać. Wysokość na której jesteśmy, wilgoć unosząca się w
powietrzu i świeży zapach liści kręcą mi się w głowie.
Laila wielokrotnie pyta
kierowcę tuk tuka czy nie spadniemy. Natan chwali się panu że w Indiach
prowadził taki pojazd na co ten momentalnie zatrzymuje się i bierze naszego syna na
kolana za kierownice. Nikt nie zwraca uwagi na przepisy drogowe jeżeli one w ogóle
w tym kraju istnieją, a może piaszczysta, wąska ścieżka nad przepaścią
najzwyczajniej nie zna żadnych przepisów.
Staram się zrozumieć
ludzi tu żyjących. Na wysokości z temperaturą o 15 stopni niższa niż 60
zakrętów niżej. Z wilgocią, mgła i częstymi opadami. Mam wrażenie że to wszytko
są w stanie znieść dla tego widoku, mistycznego, surrealistycznego, boskiego, a
jednak naturalnego. Szczęśliwi z czerwonymi zębami od żucia dziwnego owocu
zawiniętego w liść, w kolejce po tanie alkohole obok brudnej ale pysznej
restauracji.
Betel - najpopularniejsza używka
Zatrzymajmy się przy tych czerwonych zębach, bo to częsty widok w Azji i nie jest związany z brakiem higieny. Na Malediwach również przyciągnęło to naszą uwagę i otrzymaliśmy prostą odpowiedź. To najpopularniejsza używka mieszkańców. Nazywa się Betel i jest czwartą najpopularniejszą używką na świecie zaraz za kofeiną, nikotyną i alkoholem. Składa się z liści pieprzu betelowego w który zawijane są nasiona palmy areki, trochę sproszkowanego mleka wapniowego i dodatki. Najczęściej wygląda to tak że niewielki liść smaruje się białą mazią, posypuje orzeszkami areki i dodaje tytoń. W nielegalnej wersji dodaje się narkotyki , np. heroinę lub kokainę.
Cały pakuneczek wkłada się w usta i przeżuwa. Ma on działanie orzeźwiające, pobudzające a niektórzy twierdzą że nawet lecznicze. Ubocznym skutkiem żucia betelu jest barwienie zębów na czarno i śliny na czerwono która namiętnie jest wypluwana co kilka kroków. Przez co ulice wyglądają jak zabrudzone krwią.
Nie mogąc spać po 99
zakrętach jakie pokonaliśmy wjeżdżając na te niespełna 2000 m.n.p.m. Postanowiłam pospacerować o 5 rano kiedy jeszcze wszyscy spali. Pomyślałam że intensywny niemal
fosforyzujący kolor wzgórz herbacianych poprawi moje samopoczucie, i tak też się stało.
Tak też
zmieniliśmy klimat z niebiańskich plaż Malediwów, na po brytyjskie
powściągliwe, spokojne i nieco chłodniejsze położenie. Musieliśmy tu przyjechać, to miejsce śniło mi się po nocach
gdy planowałam nasze wakacje i co najważniejsze ono mnie nie rozczarowało.
Jestem w stanie znieść niedogodności podróży, wilgoć wychodząca na suficie
naszego taniego guesthousu i klimat który nie pozwala mi zasnąć tylko po to by
podziwiać wschód słońca w tym mistycznym miejscu.
Sri Lanka jest czwartym na świecie producenta Herbaty (
zaraz po Chinach, Indiach i Kenii).
Następnego dnia
wyruszyliśmy w poszukiwaniu skarbu Sri Lanczyków oznaczonego symbolem
F.T.G.F.O.P., czyli Finest Tippy Golden Flowery Orange Pekoe. Skrót ten jest
przetwarzany przez Anglików na " Far Too Good For Ordinary
People" [ zbyt dobra dla zwyczajnych ludzi ] NIESTETY jej nie znaleźliśmy,
każdy z napotkanych ludzi udzielał nam innych informacji. Sami sprzedawcy
herbaty twierdzili że w górach jej nie kupimy. Do końca naszego wyjazdu
szukaliśmy tego skarbu niczym najważniejszego celu wyprawy. Ostatecznie jeszcze
na lotnisku pytaliśmy o nią wśród kilkunastu sklepików sprzedających wyłącznie
herbatę.
Fabryka herbaty Lipton
Kilka
kilometrów nad naszym hostelem znajduje się Fabryka herbaty o nazwie Dambatenne
która jest jedną z największych spuścizn którą pozostawili po sobie Angielscy
kolonialiści. To właśnie Sir Thomas Lipton założył tu swoja pierwszą plantacje
herbaty i rozsławił Ceylon na całym Świecie.
Z dość
dużych krzewów herbaty zrywane są jedynie najmniejsze dwa, trzy listki z góry
które sprawiają że herbata jest odpowiedniej jakości. Na plantacjach głównie
zatrudniane są kobiety, a ich sprawne ręce potrafią zebrać ponad 25 kg listków
dziennie które w koszach trzy razy dziennie są transportowane do fabryki by nie
zaparzyły się na plantacji. Następnie poddawane suszeniu, fermentacji i
kolejnemu suszeniu. To tak w wielkim skrócie otrzymywany jest ostateczny
produkt.
Na koniec
zostaliśmy poczęstowani wyśmienitą herbatą, a nasze dzieci szybko znalazły
rówieśników do zabawy z okolicznej szkoły. Jest tu cicho i spokojnie, nie
licząc śmiechu dzieci, słychać jedynie ptaki, szum strumyczków i niewielkich
wodospadów. Krajobraz jest tak zielony, że aż surrealistyczny. Sir Lipton
twierdził że założył fabrykę w jednym z najpiękniejszych rejonów wyspy i trudno
się z nim nie zgodzić spacerując w chmurach, a pod stopami mając jaskrawo
zieloną przepaść.
Pociągiem w górach
Następnego
dnia z samego rana zjeżdżamy busem z gór na wybrzeże kraju do Mirissy, miasteczka szczycącego się mianem najpiękniejszych plaż w kraju. Jednak najpierw
zatrzymamy się na safari w parku Udawalawe by podziwiać dzikie słonie i inne zwierzęta w ich naturalnym środowisku.
Zazdroszczę:) Piękne zdjęcia zwłaszcza te z samego rana. Też marzę by zobaczyć te rejony i w końcu tam pojadę. Tymczasem kierunek Austria i narty. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNarty i śnieg to moje drugie imię ;) aż żałuje że sezon trwa tak krótko i zawsze trzeba coś wybrać... Czekam na Twoje mroźne zdjęcia :* pozdrawiam
OdpowiedzUsuńWspaniala podroz z masa niesamowitych wrazen
OdpowiedzUsuńDziekuje Patrycjo! Ale wasze dzieci szybko rosna-)
Dziękuje :* To prawda, rosną tak szybko, a podróże z nimi stają się coraz głębszym i pouczającym doświadczeniem. Pozdrawiamy serdecznie :*
UsuńJedna a naszych podrozy naszej rodziny z trojka dzieci byla wlasnie na Sri Lanke, ktora zwiedzilisym cala-a synek mial wtedy rok, i bylo to jedno na najcudowniejszych przezyc. Miesiac temu wrocilismy z Kuby gdzie prawie tydzien mieszkalismy u Ani w Boca.. A teraz przygotowujemy sie na eskploracje Madagaskaru.. Uwielbiamy te podroze z dziecmi- chyba to najlepsze wyksztalcenie jakie mozemy im dac.. Pozdrawiam Pani rodzine !!!
OdpowiedzUsuńBrzmi to cudownie! Sama zazdroszcze Wam tak częstych podróży i jestem pewna ze dla dzieci to nie tylko najlepsza edukacja ale również najlepsze dziś dzieciństwo. Tęsknimy tez za Kubą i mam
UsuńNadzieje że jeszcze wrócimy do Ani na najlepsze jedzenie i niesamowity klimat ❤️ Pozdrawiamy i kolejnym magicznych podróży życzymy